Rok 1918. Zaczęło się od Krakowa …
Jesienią 1918 roku, po latach zniewolenia, Polska odzyskała tak upragnioną niepodległość.
Uroczyście obchodzonym Świętem Niepodległości stał się niebawem 11 listopada – dzień przekazania władzy przez ustępującą Radę Regencyjną w ręce Józefa Piłsudskiego, komendanta legionów i wkrótce Naczelnika Państwa, który dzień wcześniej powrócił z twierdzy magdeburskiej do Warszawy.
Zanim to jednak nastąpiło, Kraków zdecydowanie wyprzedził resztę kraju i mógł już całe dwa tygodnie wcześniej cieszyć się z odzyskanej wolności.
Agonia monarchii
Wobec zbliżającej się nieuchronnie klęski państw centralnych 15 października 1918 roku posłowie polscy złożyli w wiedeńskim parlamencie deklarację, iż od tej chwili uważają się za obywateli wolnego i zjednoczonego państwa polskiego.
Chociaż był to akt zdecydowany i odważny, miał – jak na razie – znaczenie li tylko symboliczne.
Nadchodzące dni umacniały jednak nadzieję, a rozwój wypadków przeszedł najśmielsze oczekiwania.
Kolejnym ważnym krokiem do odzyskania suwerenności była uchwała podjęta 28 października w sali obrad Rady Miasta Krakowa przez wspomnianą wyżej grupę posłów. W myśl uchwały ziemie polskie w obrębie byłej monarchii habsburskiej przynależeć miały odtąd do państwa polskiego.
Tego samego dnia tychże 23 posłów powołało Polską Komisję Likwidacyjną z prezydium, do którego weszli politycy tej miary, co Ignacy Daszyński czy Wincenty Witos. Był to faktyczny rząd, wyposażony dodatkowo w kompetencje ustawodawcze.
Dwa dni później, na wiecu w gmachu Sokoła, urzędnicy wszystkich kategorii zadeklarowali, że uważają się za funkcjonariuszy państwa polskiego i w jego imieniu pełnić będą odtąd swą służbę.
Mimo, że Galicja, a z nią Kraków, formalnie zerwała związki z monarchią, pozostała jeszcze istotna kwestia zapanowania nad stacjonującym w mieście, liczącym 12 tys. żołnierzy, garnizonem austriackim.
Potrzebą chwili stało się też niedopuszczenie do wywiezienia z Krakowa gromadzonych od początku wojny zapasów żywności o wartości sięgającej milionów koron.
Wiadomości napływające z frontu sprzyjały na szczęście pewnemu rozprężeniu w wojsku i chociaż Austriacy gotowi byli do pertraktacji, stało się oczywistym, że sytuacja dojrzała do zbrojnego przewrotu.
Kiedy jednak członkowie PKL próbowali dogadać się kolejno z dwoma generałami polskiego pochodzenia, by powierzyć im tę delikatną misję, nie spotkali się ze spodziewanym entuzjazmem.
W zaistniałej sytuacji polskim komendantem wojskowym mianowano zamieszkałego wtedy w Krakowie pułkownika Bolesława Roję, byłego dowódcę 4. p.p. legionistów, postać tyleż barwną, co kontrowersyjną, ale to temat na oddzielną opowieść.
Plan porucznika Stawarza
Jak miały pokazać następne godziny, siłą sprawczą nadchodzących wydarzeń był jednak nie pułkownik Roja, ale nieznany szerzej porucznik Antoni Stawarz, dowódca kompanii CKM przy stacjonującym w podgórskich koszarach batalionie 93. p.p (dziś w tym miejscu wznosi się kompleks Korony).
Korzystając z faktu, że mniej więcej czwartą część batalionu tworzą Polacy, Stawarz zawiązał zakonspirowaną organizację wojskową, a po mianowaniu Roi na komendanta lojalnie zameldował się u niego, prosząc o niezwłoczne wydanie rozkazów czynnego wystąpienia przeciw Austriakom.
Kiedy jednak zorientował się, że pułkownik ociąga się z decyzją, postanowił działać na własną rękę.
Marii Wisłockiej, u której kwaterował, wręczył 200 koron i zlecił zakup dużej liczby wstążek o barwach narodowych.
Wstążek potrzeba było sporo, bowiem obok części wspomnianego batalionu w skład organizacji Stawarza wchodziły jeszcze kompania 56. p.p. z koszar kawalerii przy ul. Wielickiej oraz dywersyjna grupa kolejarzy z Prokocimia, zawiązana przez przewidującego porucznika już kilka miesięcy wcześniej z pomocą mieszkających tam jego brata i szwagra.
Łącznie było to ok. 500 osób.
30 października 1918 roku po południu w kwaterze Stawarza w willi przy pl. Lasoty 3 zjawili się niespodziewanie emisariusze od pułkownika Roi – podporucznicy Wilhelm Stec i Jan Gawron. Przyprowadził ich znany Stawarzowi porucznik Ludwik Iwaszko z 57. p.p. Jak się okazało, oficerowie przybyli z rozkazem przejęcia odwachu (głównej strażnicy przy wieży ratuszowej) nazajutrz o godz. 11.
Rozkaz wydawał się tyleż dziwny, co niemożliwy do wykonania, bo Roja nie przedstawił żadnego planu akcji, a przy działaniach spontanicznych i chaotycznych nieunikniony był rozlew krwi.
Tego Stawarz chciał uniknąć, toteż po naradzie z przybyłymi rozdzielił zadania i przyjmując formalnie rozkaz, rozpoczął realizację własnego planu.
Tuż po tej odprawie Stawarz udał się do pobliskiej kwatery wtajemniczonego w spisek podporucznika Franciszka Pustelnika, dowódcy wspomnianej kompanii 56. p.p. złożonej w większości z górali beskidzkich z powiatu wadowickiego.
Ustalono, że Pustelnik o godz. 6.30 rano opanuje swe koszary i rozbroi kwaterujących tam Niemców.
Kolejnym ogniwem planu był dworzec w Płaszowie, a następnie uprzedzenie spiskowców z Prokocimia.
Była godz. 9 wieczorem 30 października, kiedy Stawarz rozkazał wysłanie z tegoż dworca do wszystkich stacji w Galicji depeszy o następującej treści:
”Rewolucja w Krakowie. Rząd polski objął władzę. Wstrzymać wszystkie transporty, które by chciały wyjechać poza granice kraju.Skierować je na Kraków.”
Nie sposób odmówić porucznikowi Stawarzowi sprytu, inteligencji i odwagi.
Mimo że w Krakowie tak naprawdę nic jeszcze się nie działo, zaalarmowani kolejarze przypięli kolorowe kokardki i wydobywali od dawna skrywaną broń.
Tak oto przewrót rozpoczął się od dworca w Płaszowie, który stał się pierwszym skrawkiem wyzwolonej polskiej ziemi.
Tymczasem Maria Wisłocka oraz zaproszone panie z sąsiedztwa robiły całą noc kokardki dla żołnierzy.
O godz. 4.30 rano 31 pażdziernika Stawarz był już w koszarach przy ul. Kalwaryjskiej, gdzie stacjonował również niemiecki pułk. Tu po raz kolejny wykazał się sprytem i zimną krwią.
Nakazał mianowicie stawić się żołnierzom na placu apelowym… bez broni. Gdy ci zebrali się, zapowiedział, że będzie mówił po polsku i po niemiecku, a więc należy podzielić się na dwie grupy: Słowian i Niemców.
Tymczasem wtajemniczeni żołnierze zebrali całe uzbrojenie, a następnie otoczyli oddzielonych Niemców i Węgrów.
Stawarz zapewnił, że nie grozi im niebezpieczeństwo, ale mają mu być bezwględnie posłuszni.
Zakończył słowami:
”Mówię do was nie jako austriacki oficer, ale polski.Oto widzicie…”
i tu demonstracyjnie cisnął w błoto czapkę austriacką, a założył maciejówkę z orłem.
Tak właśnie spokojnie, bez rozlewu krwi, wykonane zostało najbardziej ryzykowne zadanie, tym trudniejsze, że Stawarz mógł liczyć na niespełna 30 ludzi ze swej kompanii, bo resztę wyznaczono do służby wartowniczej w więzieniu na ul. Montelupich.
Okolicznością sprzyjającą było natomiast to, że tego dnia pełnił on służbę oficera inspekcyjnego, i to razem z należącym do spisku podporucznikiem Ignacym Śnigowskim.
Warto podkreślić, że na wezwanie Stawarza wsparli przewrót wszyscy obecni w koszarach Czesi i Słowacy.
Łącznie internowano ok. 400 ludzi, w tym 14 oficerów. Dowódcę batalionu kapitana Smekala zatrzymano w kwaterze przy pobliskiej ul. Długosza.
Niemal równocześnie kompania górali podporucznika Pustelnika i wspomagający go porucznik Iwaszko zdobyli bez walki koszary przy ul. Wielickiej.
Marsz na Kraków
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami po godz. 7 obie uskrzydlone powodzeniem kompanie zeszły się w Rynku Podgórskim.
Tam dołączyli do nich przybyli z Prokocimia uzbrojeni kolejarze.
Mimo zimna, padającego deszczu i wczesnej pory zebrał się niemały tłum uradowanych podgórzan.
Po krótkim przemówieniu do wojska i zebranych, wśród niekończących się wiwatów, w rytm żołnierskich pieśni, Stawarz uformował dwa oddziały, które ruszyły na Kraków.
Jeden pod wodzą podporucznika Śnigowskiego przeszedł przez stary most Podgórski, zajmując po drodze komendę korpusu przy ul. Stradom i komendę twierdzy przy pl. św. Magdaleny.
Drugi oddział, dowodzony przez podporucznika Pustelnika, przeszedł przez Trzeci Most kierując się do centrum miasta.
Poprzedzał go pochód cywilów dyscyplinowany przez porucznika Iwaszkę.
Po drodze rozbrajano napotkanych żołnierzy austriackich, zrywając im z czapek ”bączki” z cesarskimi symbolami.
Lotem błyskawicy rozniosła się wieść o końcu austriackiego panowania. Z hukiem spadały znad biur, urzędów i rządowych trafik zrywane z zaciekłością dwugłowe orły.
Pochód nie ominął szkół i Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie przerwano zajęcia. Do oddziałów dołączał spontanicznie rosnący tłum cywilów.
Stawarz wrócił tymczasem do koszar na ul. Kalwaryjską, aby tam zająć się formowaniem polskich już oddziałów z napływających tłumnie ochotników. Dzięki jego energicznym działaniom udało się szybko obsadzić i uchronić przed grabieżą wszystkie ważniejsze obiekty wojskowe z magazynami na czele.
Około godz. 10 przybyli do Stawarza podporucznicy Stec i Gawron z prośbą o przydzielenie ludzi celem zajęcia ciągle jeszcze nieobsadzonego przez polską załogę odwachu w Rynku Głównym. Wyruszyli niezwłocznie na czele 30 – osobowego oddziału.
Na ul. Grodzkiej dołączył do nich porucznik Czesław Zajączkowski, który zastąpił trębacza nieznającego polskich marszów.
O godz. 11.25 komendant warty złożonej z 15 piechurów, chorąży Mosler, w trybie austriackiego regulaminu bez oporu przekazał odwach polskiemu dowództwu.
W asyście wiwatujących tłumów zrzucono austriackiego orła i portrety cesarskie, przystrajając gmach w narodowe barwy.
Brakowało jednak polskiego godła.
Niebawem flagę z wyhaftowanym orłem dostarczyło Stowarzyszenie Młodzieży Rękodzielniczej ”Gwiazda”.
Według przytoczonej przez Stawarza relacji:
”Entuzjazm był nie do opisania. Nieznani ludzie padali sobie w objęcia, płakano ze wzruszenia, że po 70 latach przyszła wreszcie upragniona chwila oswobodzenia Krakowa.
Szczególnie głośno manifestował swą radość jakiś weteran z 1863 roku. Cieszył się, że był naocznym świadkiem tego historycznego momentu, za który tylu Polaków krew swą przelewało i narażało życie.
Biało – czerwona flaga zajęła miejsce dwugłowego orła, strąconego i podeptanego”.
Grupa Iwaszki i Pustelnika przeszła tymczasem na pl. Matejki, zgarniając po drodze na ul. Floriańskiej orkiestrę kolejarzy.
Pod pomnikiem Grunwaldzkim miała miejsce pierwsza – i jedyna chyba – ryzykowna próba politycznego zdyskontowania wydarzeń.
Z tłumu wystąpił mianowicie Zygmunt Klemensiewicz, poseł do parlamentu austriackiego, jeden z czołowych przywódców PPS, wzywając do marszu pod więzienie na ul. Montelupich i uwolnienia stamtąd więźniów.
Tłum natychmiast to podchwycił, ale ostro przeciwstawił się temu Iwaszko.
Przytomność umysłu i zdolności oratorskie rozważnego porucznika zadecydowały, że ulice Krakowa nie zapełniły się dziesiątkami uzbrojonych kryminalistów.
Wtedy Klemensiewicz wycofał się, ale miał, niestety, swoje pięć minut w pamiętnym listopadzie 1923 roku, kiedy to stał się jednym z głównych animatorów krwawych wydarzeń.
Po chwili tłum ruszył ul. Basztową w kierunku koszar przy ul. Siemiradzkiego, gdzie przetrzymywano wielu legionistów.
Przy pomocy stacjonującej tam polskiej załogi bez przeszkód przejęto budynek.
W drodze powrotnej prowadzony przez orkiestrę kolejową radosny pochód przeszedł do Podgórza, odprowadzając oddział Pustelnika, po czym wrócił na Rynek, gdzie świętowano pod odwachem zajętym już przez polską wartę.
Tuż po godz. 15, po burzliwych pertraktacjach prowadzonych od rana w magistracie przez PKL, gen. Siegmund Benigni, komendant Twierdzy, w poczuciu bezsilności przekazał swe kompetencje władzom polskim.
W tym samym czasie porucznik Edward Stamm zawiesił biało – czerwoną flagę na strategicznie ważnym budynku radiostacji wojskowej w Dębnikach, u zbiegu ul. Szwedzkiej i Zielnej.
Tak oto spełniał się sen o niepodległej…
Jak opisał to uczestnik rokowań, poseł Zygmunt hr. Lasocki:
”W Krakowie panował nastrój radosny i podniosły zarazem, niezmącony żadnem poważniejszem starciem lub krwi przelewem”.
Nastrój ten oddaje też oryginalna relacja 12 – letniego wówczas Karola Estreichera, który wraz z kolegami uciekł ze szkoły i znalazł się na Rynku. Tu przyłapany przez ojca dostał od niego w skórę z takim oto komentarzem:
”Biję cię nie dlatego, żeś poszedł za szkołę, ale żebyś zapamiętał ten dzień”.
Iwaszko i Stawarz
Chociaż dzień został bez wątpienia zapamiętany przez wszystkich, nie pamiętano, niestety, o niepodważalnych zasługach cichego bohatera tamtych wydarzeń – porucznika Antoniego Stawarza.
Pierwszy afront spotkał go już w pierwszych dniach listopada 1918 roku, kiedy to awansowano do stopnia kapitana innego porucznika Stawarza… Aleksandra, co było następstwem pomyłki oficera personalnego Polskiej Komendy Wojskowej.
Tenże Aleksander Stawarz w pierwszą rocznicę oswobodzenia Krakowa wykazał się niebywałym tupetem, podejmując nienależną mu okolicznościową odznakę honorową.
Na skutek interwencji innych uczestników paźziernikowych wydarzeń, którzy udowodnili, że oficer ten nie tylko nie brał w nich udziału, ale zjawił się w Krakowie znacznie później, wydano natychmiast drugą odznakę właściwemu Stawarzowi.
Kilka dni póżniej, w następstwie nieporozumień z innymi oficerami, Stawarz zrezygnował z powierzonego mu przez komendanta Roję dowództwa 8. p.p. Na własną prośbę odjechał niebawem na odsiecz walczącego Lwowa, a niejako po drodze zebrał jeszcze w Jaśle rozproszoną kompanię piechoty.
Dowiódł tym, że stanowiska i zaszczyty mają dla niego drugorzędne znaczenie.
Istotnie, kariery w Wojsku Polskim już nigdy nie zrobił, bo rogata dusza nie pozwoliła mu w 1926 roku wesprzeć innego przewrotu – majowego.
Należałoby wspomnieć jeszcze o przemilczanej dotąd kwestii pewnych rozbieżności w relacjach z październikowych wydarzeń, spisanych później przez Iwaszkę i Stawarza.
Lektura tych zapisków, zachowanych w krakowskim Archiwum Państwowym (sygn. I. T. 986), utwierdza w przekonaniu, że Iwaszko, używając kwiecistego stylu, przypisuje sobie – wbrew relacjom innych uczestników – kierowniczą rolę.
Tymczasem chłodna relacja Stawarza chce rzecz sprowadzić do rzeczywistych dokonań głównych bohaterów, nikomu nic nie ujmując z jego zasług.
Nie ulega wątpliwości, że to Stawarz był siłą napędową wydarzeń, a jego towarzysze zdani byli na realizację jego planu i jego rozkazów.
To on wreszcie ryzykował najwięcej i odpowiedziałby głową w wypadku niepowodzenia całej akcji.
Historycy – podobnie jak świadkowie wydarzeń – są w tej kwestii dość zgodni.
Wiele opracowań pomija jednak – raczej niesprawiedliwie – osobę i rolę Iwaszki.
Tym bardziej podkreślić należy wkład ambitnego (być może przesadnie), młodego, bo zaledwie 24 – letniego wtedy, oficera w powodzenie przewrotu, jego świetne panowanie nad tłumem (chwalił go za to Stawarz), zdolności oratorskie i determinację, z jaką przeciwstawiał się prowokacyjnemu pomysłowi posła Klemensiewicza.
Jeszcze tego samego pamiętnego dnia ich drogi rozeszły się na zawsze, choć paradoksalnie wkrótce obaj znów podążyli w tym samym kierunku – na odsiecz walczącego Lwowa.
Dziś w każdą rocznicę przewrotu zgodnie otrzymują hołd od krakowskich delegacji. Stawarz na cmentarzu Rakowickim. Iwaszko na warszawskim Bródnie.
Krakowsko – lubelski epilog
Pozostaje jeszcze jeden z pozoru drobny fakt, wykraczający swym znaczeniem daleko poza krakowskie podwórko.
Oto bowiem tegoż 31 pażdziernika około północy odwiedził Stawarza nieoczekiwany gość – radny krakowski z ramienia PPS Jan Packan – dając do zrozumienia, że Stawarz powinien wraz z wojskiem poprzeć mający się uformować socjalistyczny rząd.
Zapobiegliwy radny otrzymał zdecydowaną odprawę, a przywódcy PPS wkrótce opuścili Kraków, wietrząc w odległym Lublinie dogodniejszy teren dla swych eksperymentów politycznych.
Na koniec refleksja natury historyczno – obyczajowej: przez cały okres PRL usiłowano wymazać z pamięci datę 11 listopada 1918, związaną wszak z osobą i kultem Józefa Piłsudskiego.
W ówczesnej propagandzie i historiografii dzień odzyskania niepodległości usiłowano przesunąć na 7 listopada – dzień utworzenia właśnie w Lublinie tzw. rządu ludowego Ignacego Daszyńskiego.
Sprawy wojskowe w tym quasi – gabinecie zgodził się objąć znany ze słabego charakteru ówczesny pułkownik Edward Rydz – Śmigły. Jeszcze kilkanaście dni wcześniej rezydował on w Krakowie, organizując konspiracyjne struktury Polskiej Organizacji Walczącej, której był komendantem. Ostrzeżony o mającym nastąpić aresztowaniu opuścił jednak Kraków tuż przed przewrotem. Rolę Śmigłego przejął wtedy z konieczności Roja.
Ten lubelski epizod w jego życiorysie skomentował przybyły z Magdeburga Piłsudski w krótkich żołnierskich słowach: ”Wam kury szcz… prowadzać, a nie politykę robić”.
Ta chwila słabości zaważyła na karierze Rydza.
Marszałek nie powierzył mu do końca życia żadnej politycznej funkcji.
Tekst: Krzysztof Jakubowski
Źródło: http://www.fortyck.pl/art_83.htm